Oferma

napisał o Kill Bill: Cz. 2

Film obejrzany po latach przerwy, podobnie jak Pulp Fiction, zrobił na mnie spore wrażenie. Niekończąca się rozwałka z pierwszej części ustępuje miejsca kapitalnym, w przeważającej części, dialogom. Narracja trochę zwalnia, robi się kameralniej. Dodaję punkcik...

Ha! Zgadza się - więcej świetnych dialogów, mniej teledyskowych scen walki - i punkt więcej! Co prawda każdą część oceniłam o 2 gwiazdki niżej od Ciebie, ale co tam :)

Pogadajcie tak jeszcze trochę, to może jednak się skuszę w środe na seans w TVN. Przez Kill Billa dostałam alergii na Tarantino, która przeszła mi dopiero po Bękartach

Jeśli dostałaś tej alergii po Vol 1, to Vol 2 jest zdecydowanie bliższe Bękartom, chociaż też ma swoje śmiesznostki, takie jak sceny u starego mistrza sztuk walki. Ja tam radzę zaryzykować. :)

Dla mnie obie części są perfekcyjne jeśli chodzi o filmowe rzemiosło. Pomysłowość Tarantino, inspirowana tysiącami obejrzanych filmów, nie zna granic. W trakcie seansu cieszyłem się jak głupi. Każdą scenę Tarantino mógł rozegrać na setki sposobów, ale myślę, że jego geniusz przejawia się min. w tym, że potrafi wybrać ten jeden sposób, który okazuje się wyborny, a do tego scena zachowuje spójność z poprzednimi i stwarza idealną bazę dla kolejnych.
Często są to jakieś szczegóły. Np. czarno biała scena gdzie zmasakrowana Panna Młoda leży na posadzce kaplicy i wyjawia tajemnice pochodzenia dziecka Billowi. Szczegół który przykuł moją uwagę to moment w którym Bill oddaje strzał w głowę bohaterki. Ten moment zaskakuje, bo strzał pada w momencie wypowiadania przez nią ostatniej sylaby. Tym strzałem jakby akcentuje ostatnie słowo wypowiadane przez nią, ale przede wszystkim absolutnie zaskakuje widza, wręcz szokuje. Nie do tego jesteśmy przyzwyczajeni w kinie. Oprawca zwykle oddaje strzał niejako przygotowując na to widza i swoją ofiarę. Oczywiście, Tarantino nie odrywa Ameryki, a tylko, albo aż, bardzo trafnie wykorzystuje znany mu chwyt filmowy.
Seans obu części to była dla mnie uczta składająca się właśnie z takich smacznych "kąsków".
Powtórzę za Turinem, że Kill Bill będzie najprawdopodobniej dobrą zabawą przede wszystkim dla tych którym "wystarczą" te tzw. smaczki, nawiązania, czy cytaty odnoszące się do dorobku całej kinematografii, bo poza tym mamy samą przemoc, bardzo sugestywną zresztą.
Polecam gorąco ponowny seans, bo dla mnie, po latach, te filmy to znaczące odkrycie.
Aquilla, śmiało :)

Grrr - double post